SPACER TAK NAPRAWDĘ

19:42


Kilka dni temu wyciągnęłam z piwniczki rower. Może - w końcu!, może - nareszcie!. W sumie nieistotne jak określę to czasowo. Bardzo pragnęłam przejażdżki a nogi niosły mnie przed siebie i przed siebie. W głowie brzmiało "jeszcze tylko kawałeczek", mimo, iż powrotna trasa wydłużała się coraz bardziej.

Zastanawiałam się jak to jest z tymi moimi przejażdżkami, jak to jest z moim spacerowaniem. Nie przynoszę z tych wypadów zbyt wielu skarbów i zdjęć. Za to bardzo często, pięknie wolną głowę i uspokojone myśli.

W tych moich małych wyprawach bardziej skupiam się nad tym co mnie otacza niż nad robieniem zdjęć. W zatrzymywaniu spacerowych kadrów lepsza jest osoba, której chciałabym pokazać moje ulubione miejsca.
Idę przed siebie. Rozglądam się. Cieszę oczy zielonym, soczystym mchem. Dotykam pąków drzew. Słucham ich szeleszczącego śpiewu i świergotu ptaków. Czasem deszczu i szmeru ortalionu mej przeciwdeszczowej kurtki. I nie martwię się o krople deszczu na szkłach moich okularów.
Często z mężem. Często z psem. Idziemy za sobą wąskimi, leśnymi ścieżkami. Wspólnie milczymy, innym razem rozprawiamy na tematy ważne i ważniejsze. Szukamy dzięciołów gdy tylko słyszymy ich stukanie. Ale przede wszystkim odpoczywamy. Oddychamy głęboko i zrzucamy ciężar codzienności.

Rower to najczęściej moje samotne wyprawy. Uciekam wtedy od myśli, wietrzę głowę. Niekiedy śpiewam. Mówię innym rowerzystom "dzień dobry". Sunę przed siebie, liczy się tylko ta droga i ja. No i zawsze coraz bardziej krzywię koła mojego starego, miejskiego roweru, na tych wszystkich korzeniach, szyszkach i leśnych gałązkach ;)









Podobne posty

0 komentarze

Popularne historie

Facebook

Instagram